-Wiesz, to wszystko jest popieprzone – usłyszałam łamiący
się głos Znajomej, dochodzący z kabiny toaletowej. Znajoma jest sympatyczną
dwudziestokilkulatką, będącą w teoretycznie szczęśliwym związku od lat kilku. –
To jest tak jakby załatanie na siłę dziury w sukience niepasującym kawałkiem
materiału, używając niedopasowanych nici. Sukienkę bardzo lubisz i jej nie
wyrzucasz, przecież masz do niej sentyment. Łatka wygląda fajnie i awangardowo
dla kogoś postronnego. Ale ty już nie czujesz się w niej tak samo. Wiesz, że ta
sukienka była nie do podrobienia.
Znajoma wyszła z kabiny, wytarła nos papierowym ręcznikiem i
poprawiła ramiączka satynowej sukieneczki. Spojrzałyśmy na siebie w lustrze.
Szybko paliłam papierosa, wydmuchując dym wprost na nasze odbicia.
-Może ci się wydaje, że pieprze głupoty. Okej, fajnie jest,
bawimy się, wesele trwa. Ale wiesz co ci powiem? To wszystko to jakaś marna
falsyfikacja. – kolejne wytarcie nosa – Byłam z nim, wiedziałam, że to ten
jedyny, takie rzeczy się czuje, wiesz? No więc ja to czułam, wiedziałam, byłam
pewna, tak na sto procent. I wiesz co? – spojrzała na mnie i moje nieudolne
próby dogaszenia papierosa w zlewie – To wszystko jest popieprzone. Budzisz
się, niczego nie podejrzewając – a tu nagle dostajesz cegłą w potylice. To
koniec, ni stąd ni zowąd. Okej, mieliśmy jakieś kłótnie i spięcia, ale kto ich
nie miał? To było 3 lata temu. Dokładnie 3 lata temu dostałam tą cegłą w
potylice. Facet, który miał być mój do końca, sam okazał się końcem. Później
poznałam innego, było ciężko. Wiesz, kocham go. Ale to nie jest już to samo.
Wiesz, że nigdy nie będzie. Kocham go, naprawdę.
W mojej głowie zrodziło się milion pytań – dlaczego tak
czule i z rozrzewnieniem opowiada o związku z „facetem-końcem” a mimo to
twierdzi, że kocha innego faceta? Czy to objaw schizofrenii? Strachu? A może
zwykłe wariactwo? Zaczęłam głęboko rozważać nad sensem kontynuacji relacji ze
Znajomą.
-Może to wyda ci się głupie… ale, M., ilu miałaś facetów tak
naprawdę?
Nie byłam pewna co kryło się pod „tak naprawdę”, więc w
panice zaczęłam przypominać sobie wszystkich facetów, z którymi coś mnie
łączyło. Z perspektywy czasu nikt nie był warty zapamiętania, więc tylko
wzruszyłam ramionami i odpaliłam kolejnego papierosa. Zdecydowałam, że po
powrocie do domu spiszę ilu ich było.
-No właśnie… nawet
nie przywiązujesz do tego wagi. Ale gdy poznasz kogoś takiego, wiesz, że na
samą myśl poczujesz palpitacje serca to będziesz pamiętać. O, teraz – złapała
moją wolną dłoń i przyłożyła do satynowego materiału znajdującego się pod jej
lewą piersią – czujesz? To jest palpitacja. Nie żadne podpierułki. I wiesz co?
Wcale nie myślę teraz o swoim obecnym. Wiesz, że coś straciłaś, ale głupio być
samotną. Źle być samotną. Ja jestem
typowym związkowcem. Nie umiem być sama. Ale to już nie to samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz